Siedzi krówka se na łące Patrzy ślipiem se na słońce Nagle ogon w górę sunie Będzie gówno – śmierdzi w sumie Leci mucha nad kwiatkami Bzyka bzyczy ach kochani Nagle zapach nozdrza mrowi Patrzy w górę odbyt krowi Cieknie klocek sobie ciepły Mucha zawrót robi biegły Już odlecieć sobie miała Gdy ją kupa przysypała Zastanówmy się mimili Co jest z muchą w tejże chwili Pewnie leży gdzieś pod kupą I zajada się tą zupą |
Tu jest ściana, w ścianie gniazdko, Nosek świnki tak jak ciastko, Dwie dziureczki z prądem w środku, Włóż dwa palce, jebnie młotku. |
Bywały tam nieraz wielkie orgie, zaiste, Tam wióry padały na gruntowie bagniste, Rąbali i cięli tam pnie wielkie sękate, Trafiały się też czasem gałęzie kępiate, Tam raza pewnego już za południa, Wytworzyła się piekielnie zażarta kłótnia, Trzech chłopa walczyło słowami siarczystymi, Tłukli się oni swymi rękami wielkimi, Kto lepiej porąbie pień dębowy, sękaty, Bo każdy przecie lepszy od reszty brygady. Jeden z bebechem potężniejszym niżli beczka, Chwycił toporka i macha nim, ale sieczka! Uderza i rąbie pieńka niemiłosiernie, Zarzyna się potężnie i męczy się biernie. Drugi ze Stihl’ową piłą, Luigi zwany, Odpala ją jednym, mocnym ciągiem swej pały, Łańcuchem go ciacha, raz z gór, raz ze spodu, Próbował z stron wielu, lecz doznał zachodu, W bezsilnej swej złości cisną nim o ziemię, I poszedł do Społecznego wykładać chemię. Wnet nadszedł Maniek, rębacz wielki, doskonały. Odgarną se grzywkę, ach! Jaki wspaniały! Włożył dłoń w spodnie, dobył siekiery vorpalnej, Rach, ciach uderzył w środek i jak najnormalniej, Pieniek na pół szerokim rozpryskiem się rozpadł, Na polu walki potężny Maniek się ostał, Vorpalną siekierę na swe ramię zarzucił, Rozejrzał się wokół i nasienie rozrzucił, A podczas walenia tam mocno zaprzyspieszał, Skórka mu zeszła, lecz on nadal zacieszał, Tak mocno się cieszył, że podczas ejakula, Rozpierdolił pół szkoły i koniec wierszula. |